Wędrującej podłogi przypadki
Zamawiasz podłogę, wpłacasz pieniądze i ....nagle w środku dnia otrzymujesz telefon:
- Witam wiozę do Pana deski.
- Jakie deski?
- No, na podłogę.
- Aha, ale jak to "jadę", nikt się jeszcze nie umawiał.
- No, ale ja już wyjechałem, mam jeszcze ze 100km do Warszawy(...)
Organizujesz więc szybko ludzi bo ciężkich paczek do przeniesienia jest naprawdę kilka. Udało się; rzuciłeś pracę, zebrałes ludzi w dwie godziny i w końcu deski są domu.
Koniec? Wcale nie:
Będzie jeszcze zwrot połowy desek bo... kierowca zostawił w twoim domu cały transport, a miał zostawić tylko część.
A na koniec, kiedy panowie przyjdą układać podłogę zorientują się, że część tego co ci przywieziono to nie jest ten materiał, który zamawiałeś...
Połowę podłogi mamy już położoną, druga połowa jeszcze "w drodze".
Hmm, nieoczekiwane są sytuacje na budowach.
Gdyby tak żył mistrz Stefan Wiechecki, to pewnie miałby gotową historię dla Walerego Wątróbki i szwagra Piekutoszczaka. No i ja, jakby odrobinkie niepewny, z nerowem zapytaniem czy aby ten nierówny pojedynek się kończy, czy może za zakrentem nowa iddylla nastawa :)